Jutro rozpoczynamy 27
tydzień ciąży- magiczny trzeci trymestr. Większość wyprawki jest
już kupiona, mamy wózek, przewijak, akcesoria do karmienia i
kąpieli. Tetry, flanele, duperele. Prześcieradła, beciki,
śpiworki, kocyki. Bluzeczki, sukieneczki, zabaweczki. Łóżeczko
będzie niebawem, czekam również na materac. Zostały tylko środki
higieniczne i kilka rzeczy niezbędnych do porodu. No może jeszcze
parę wymarzonych bajerów w stylu nosidło, organizer i poduszka do
karmienia, ale na to mam jeszcze 90 dni. Jak więc widzicie wszystko
mamy zaplanowane. O jednym tylko zapomniała. Mianowicie trzeba będzie urodzić.
![]() |
źródło: http://pl.freepik.com/ |
Urodzić? Ja mam
urodzić?! Ha, ha a to dobre... Ale jak? Przecież ja nie wiem jak
się rodzi!! Po co w ogóle, fajnie jak Rybcia tak w brzuchu się
trzepocze. Czasami mam wrażenie, że do myśli o ciąży nie do końca
się przyzwyczajam. Z resztą jak skoro nikt z postronnych
na poważnie tej ciąży nie bierze. Nie robi miejsca w autobusie, nie przepuszcza w Rossmannie, nie uśmiecha się czule na ulicy. Nawet usłyszałam od koleżanki spontaniczne „Eeee, co to za ciąża?” Czemu? Bo ją mało widać. Nie przytyłam specjalnie, nie zmieniłam garderoby, brzuch nie jest
największy... Co nie oznacza, że czuje się całkiem normalnie. Przymus zmiany pozycji co 15 minut, nawrót choroby lokomocyjnej,
mega senność oraz duszności są nieznośne. Ale kto by się tym przejmowała, jak już
na głos powiem, że czuje się podle wszyscy biorą to za babskie
fanaberie, bo skoro wyglądam dobrze to powinnam dobrze się czuć.
Jak widać mało kto myśli o mojej ciąży poważnie, mi też się to chyba momentami udziela. Nie ma co się dziwić, że do kwestii porodu podchodzę jak do
jakiegoś tajemnego rytuału zza siedmiu gór, rzek i lasów?!
Nawet jak jakimś cudem
urodzę to jak wykarmię, wykapię, uśpię, zabawię? To dopiero
początki, a co będzie później? Za kilka, kilkanaście lat? Co jak jej ząb będzie się ruszał, nie będę umiała jej pomóc z matmą albo będę mnie drażnił jej ulubiony zespół?
Co gdy miesiączki dostanie, chłopak ją rzuci, pójdzie w tango z
koleżankami? Albo wyjedzie do innego miasta, kraju, na inny kontynent... lub nie daj Bóg poważnie zachoruje... No co,
będzie???
Zaraz powiecie, że wcześniej było
o tym myśleć... Tu Was zaskoczę- myślałam.
Na etapie tamtych rozmyślań wierzyłam, że dobrze będzie.
Naprawdę mocno wierzyłam w te słowa... Tylko jakoś ostatnie bezsenne
noce tą wiarę zachwiały. Czas powiedzieć to bez ogródek:
WPADŁAM W PRZEDPORODOWĄ PANIKĘ!!! Idę odświeżyć sobie rozdział o metodach relaksacyjnych w ciąży.
A Wy jakie macie sposoby na ten stan?
PS. Was tez bolą oczy od tych wykrzykników i znaków zapytania... To życie boli ;)
Też się bałam! i dałam radę;) 3 razy nawet;)
OdpowiedzUsuń