30.12.2015

Na przełomie

Kompletnie nie rozumiem tych naszych rodzimych tradycji grudniowych. Szaleństwo zaczyna się szybko bo już z końcem listopada, gdy wszyscy czujemy się zobowiązani udawać Świętego Mikołaja czy raczej krasnala z Coli wobec bliskich. W najlepszym wypadku dobieramy się do swoich rezerw finansowych, w tym gorszym bierzemy kredyty, które spłacać będziemy przez rok... A to wszystko tylko po to by przez kilka dni żyć jak pany. Jak pany to znaczy żreć i pić do porzygania i obdarowywać się zbędnymi prezentami. A to wszystko po to by 27 grudnia rozpocząć sezon na zrzucanie świątecznych kilogramów przed Sylwestrem i narzekanie na nietrafione prezenty. Tacy przeżarci w drodze na siłkę w nowych najkach z wyprzedaży idziemy wyrzucić pierogi, galarety i sałatki na które nie możemy już patrzeć. Tak to te same pierogi, które przez tydzień lepiliśmy złowieszcząc nad garami i powtarzając magiczne "zostaw to na święta". Swoją drogą całe życie zastanawiało mnie ile trzeba zjeść w ciągu trzech dni by nie mieścić się w ubrania sprzed Świąt? Może takie obżarstwo miało uzasadnienie w czasach gdy ludzie rzeczywiście wcześniej pościli, ale skoro obecnie post jest bardzo symboliczny to ucztowanie też mogłoby być mniej huczne. 
Po siłowni wszyscy biegną do kompa, by na OLX wystawiając niechciane gry, perfumy, szminki i krawaty, a wystarczyło powiedzieć, że w tym roku prezenty uznajecie za zbędne lub wolicie, żeby kwota na ich zakup została przekazana na jakiś charytatywny cel.
W okolicach 30 grudnia następuje olśnienie, że należy biec do sklepu obkupić się w kolejne zapasy zakąsek i alkoholi. W kolejce do kasy z nudów robimy absolutnie abstrakcyjne postanowienia noworoczne. Chyba tylko po to by w drodze powrotnej skoczyć do apteki i zakupić, coś na niepalenie, odchudzanie, siwienie i zdrowie ogólne. Są też tacy, którzy postanawiają przeczytać 52 książki w Nowym Roku- z czego kupują 10 z listy bestsellerów, a czytają maksymalnie 2- najczęstszej po łebkach. Inni obiecują sobie za wszelką cenę w końcu awansować- tylko czemu w pracy, której nie cierpią? Z postanowień, które mnie zadziwiają to znalezienie w danym roku miłości, to tak jakby postanowić, że się wygra szóstkę w totka...  
Te wszystkie postanowienia dookoła drażniły mnie do tego stopnia, że w życiu żadnego sama nie zrobiłam. I pewnie nie zrobię. Zawsze jakoś wolałam akcje na spontanie, zrodzone z potrzeby chwili. Uwierzcie z wagi można zejść w marcu, a palenie rzucić w październiku... Gorąco Was namawiam do niepostanawiania niczego na przełomie grudnia i stycznia bo to się tylko depresją w okolicach lutego odbija, gdy widzimy, że jak krew z nosa idą nam te zmiany ;) 
Zapiszcie sobie tylko taką prywatną listę życzeń- marzeń do spełnienia. Życzcie sobie zmian i osiągnięć na które macie wpływ. Zaglądajcie do nich raz na jakiś czas, podążajcie za nimi, realizujcie je, ale i modyfikujcie. I najważniejsze dajcie sobie na wszystko czas. Uwierzcie, że lepiej spełnia się marzenia niż osiąga postanowienia.
I tu czas na moje noworoczne życzenia dla Was.

Mili moi! 

Życzę Wam byście jak najwięcej marzyli. Na początek o drobnostkach. Spełniajcie te marzenia i sięgajcie po więcej. 
Szanujcie siebie i swoje potrzeby. 
Bądźcie otwarci na innych. 
Niech opatrzność nad Wami czuwa. 

2 komentarze:

  1. Wiesz co, ja też jestem z dala od postanowień noworocznych. Wolę tak w ciągu roku, na bieżąco i spontanicznie tak jak piszesz. Wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff... bo już myślałam, że jakaś wybitnie dziwna jestem :) Niech się szczęści!

      Usuń