1.01.2016

Jak się Nowy Rok spaskudził...

Pożegnanie starego i powitanie Nowego Roku, ach co to była za impreza- nikt nie mieszał tyle co ja. W "normalnych warunkach" co najwyżej zapijałam wódkę szampanem, albo gin winem... A wczoraj było na bogato- hektolitrami, w rożnych kombinacjach i kolejnościach: sok marchewkowy, woda gazowana, herbata owocowa, woda niegazowana, malinowe trele morele i znowu woda z lodem dla odmiany! Szał, takiego Sylwestra to ja nie pamiętam ;)
Jednak w towarzystwie najbardziej "pozamiatana" była nasza Lenka, ale to efekt spożycia tabletek szczęścia i innych specyfików, które miały odpowiednio nastroić ją przed wybuchową częścią imprezy. Jednakże tylko i wyłącznie rozstroiły mój budżet, a pies jak się bał tak się boi.
Noworoczny poranek tradycyjnie rozpoczął się bólem głowy, jak widać nie ważne co, ważne, że człowiek mieszał. Widocznie kac to coś więcej niż odwodnienie i niedobór elektrolitów. Dziś myślę, że noworoczny kac ma mocne podłoże kulturowe.
Ból spotęgowała forma pobudki. Zdenerwowany I. wpadł do sypialni prosząc o pomoc bo nasza Lena na samą myśl o wyjściu na spacer zapaskudziła 2 piętra klatki schodowej. Nie ogarniając jeszcze niczego zarzuciłam dresik na piżamę i uzbrojona we wczorajszy makijaż. papierowy ręcznik, płyn do czyszczenia zaczęłam wydobywać się z mieszkania. Nim się wydobyłam w drzwiach ponownie stanął I. z rezygnacją oświadczając, że kudłata ponownie nie wytrzymała napięcia i tym razem zsiusiała się w windzie. Tym oto sposobem rok 2016 rozpoczęłam od  sprzątania... odchodów.
Jaki Nowy Rok taki cały rok? W "normalnych warunkach" uznałabym to za zły omen, myśląc że 2016 będzie przesrany. Lecz warunki nie są normalne. Jutro rozpoczynam 32 tydzień ciąży i nie ma co się oszukiwać niedługo grzebanie się w siuśkach i kupkach stanie się codziennością, ale podobno dla matki to nie problem ;)


żrodło: http://empatia.pl/
Wracając do Leny i jej fobii to naprawdę mam dosyć... Nie Leny tylko petardowych oszołomów, hukowych idiotów i fajerwerkowych terrorystów. Nikomu nie będę zabraniać strzelania w Sylwestra. Salwy około północy, są dla wielu nieodzownym elementem świętowania nadejścia nowego i niech tak zostanie. Jednak regularne napierniczanie od 25 grudnia do 6 stycznia to już objaw zaawansowanego debilizmu. Przez bezmyślność domorosłych pirotechników, cierpi (nie tylko) mój pies, który mimo wszystkich naszych starań w tym okresie po prostu nie jest sobą i z radosnego kudłacza staje się rozdygotaną kupą sierści. Cierpię ja bo razem z nią odchodzę od zmysłów i cierpi nasza Mała bo moje nerwy pewnie jej nie służą... O zaangażowaniu, czasie i pieniądzach jakie rok rocznie ładuję w bezskuteczne próby niesienia pomocy Lence nawet nie wspomnę...
Zanim kolejny raz odpalicie jakiegoś błysko-jebuduba pomyślcie, że dla wielu istot 5 sekund Waszego fanu oznacza tygodnie cierpienia. Jeżeli to do Was nie przemawia to przypomnijcie sobie moment w Waszym życiu gdy bezskutecznie próbowaliście ukoić strach i cierpienie bliskiego, a teraz wyobraźcie sobie, że ta chwila trwa dwa tygodnie.
Nadal Was to nie wzrusza?  Powinnam Wam życzyć tego co najgorsze... Jednak życzę Wam empatii i rozumu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz