30.10.2015

Bicie serca MOM

Długo zastanawiałam się czy opublikować to wspomnienie, a jednak... jak zacząć to z przytupem, rozliczając się z przeszłością.
W tym roku słyszałam bicie serc dwójki moich dzieci. Pierwszy raz w styczniu. Co wtedy czułam? Nieokiełznaną radość, z automatu zaczęliśmy z I. planować wspaniałą przyszłość. Niestety sielanka trwała krótko- dwa tygodnie później usłyszałam słowa, które zmieniły na zawsze całe moje życie, zmieniły mnie- poronienie zatrzymane. Lwiatko nie żyje, umarło wkrótce po pamiętnym USG gdy po raz pierwszy i ostatni zobaczyłam jego bijcące serce. Wraz z nim odchodzą marzenia. Jednak mam świadomość, że przez chwilę byłam świadkiem niezwykłego i mimo ogromnej straty nie żałuje, wiem, że nasze Maleństwo było z nami, nigdy nie zapomnę szybkiego bicia jego serduszka. Ten dźwięk zawsze będzie w moim sercu. 
Okropne cztery tygodnie najpierw szpital, później dom, aż w końcu wracam do pracy i uczę uśmiechać się na nowo, bo nie mogę patrzeć na te smętne spojrzenia w biurze...Bardzo chciałam spróbować jeszcze raz, ale nie miałam odwagi...

Czerwiec, silny nerwoból w okolicach barku, szpital, test ciążowy wykonany na wszelki wypadek- wynik negatywny. Kroplówki, leki, zalecenie: dwa tygodnie tabletek rozluźniających mięśnie oraz silnych zastrzyków przeciwbólowych.- karnie przyjmuję. Pod koniec miesiąca spóźnia mi się okres, powtarzam sobie, że to wynik stresu i zażywanych leków, mimo wszystko coś każe mi wykonać test ciążowy. 
Dwie różowe kreski- nie wierzę, to nie ma prawa się udać, skoro „wypieszczone” dziecko umarło to regularnie podtruwane lekami tym bardziej nie ma szans. Dwa dni później wizyta u lekarza. Na USG jest pęcherzyk i maleńki zarodek, serca jeszcze nie widać. Mam wrócić za dwa tygodnie. Długie czternaście dni podczas, których chcę wykrzesać z siebie odrobinę radości, a czuję jedynie lęk. 
Lipiec- USG, które trwało całą wieczność, nietęga mina lekarza, aż do momentu, w którym słyszę „MAMY SERCE, PROSZĘ ZOBACZYĆ- PIĘKNIE BIJĘ. JEST NADZIEJA”. Co czuję? Niedowierzanie podszyte strachem, lęk jest ogromny... ale to już koniec siódmego tygodnia, więc ten Maluszek, żyje już o kilka dni dłużej niż pierwsze Dzieciątko. Budzi się nadzieja, wiara w cud. 

Dziś kończę 22 tydzień ciąży, a gdy to pisze Mała Rybcia delikatnie wierci się w moim brzuchu... 

Nadal nie mam, żadnej pewności, mam jednak nadzieję przed każdą wizytą u lekarza, i za każdym razem gdy widzę na USG jej serce i ruchy wierzę w cud. Dla mnie każde bicie jej serduszka jest tym najważniejszym. I wiem, że muszę ją KOCHAĆ każdego dnia.


Wasza Aggi



Ps. Obiecuę że następny wpis będzie mniej smętny i patetyczny.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz