Długo zastanawiałam się czy
opublikować to wspomnienie, a jednak... jak zacząć to z przytupem,
rozliczając się z przeszłością.
W tym roku słyszałam bicie serc
dwójki moich dzieci. Pierwszy raz w styczniu. Co wtedy czułam?
Nieokiełznaną radość, z automatu zaczęliśmy z I. planować
wspaniałą przyszłość. Niestety sielanka trwała krótko- dwa
tygodnie później usłyszałam słowa, które zmieniły na zawsze
całe moje życie, zmieniły mnie- poronienie zatrzymane. Lwiatko nie
żyje, umarło wkrótce po pamiętnym USG gdy po raz pierwszy i
ostatni zobaczyłam jego bijcące serce. Wraz z nim odchodzą
marzenia. Jednak mam świadomość, że przez chwilę byłam
świadkiem niezwykłego i mimo ogromnej straty nie żałuje, wiem, że
nasze Maleństwo było z nami, nigdy nie zapomnę szybkiego bicia
jego serduszka. Ten dźwięk zawsze będzie w moim sercu.
Okropne
cztery tygodnie najpierw szpital, później dom, aż w końcu wracam
do pracy i uczę uśmiechać się na nowo, bo nie mogę patrzeć na
te smętne spojrzenia w biurze...Bardzo chciałam spróbować jeszcze
raz, ale nie miałam odwagi...
Dwie
różowe kreski- nie wierzę, to nie ma prawa się udać, skoro
„wypieszczone” dziecko umarło to regularnie podtruwane lekami
tym bardziej nie ma szans. Dwa dni później wizyta u lekarza. Na USG
jest pęcherzyk i maleńki zarodek, serca jeszcze nie widać. Mam
wrócić za dwa tygodnie. Długie czternaście dni podczas, których
chcę wykrzesać z siebie odrobinę radości, a czuję jedynie
lęk.
Lipiec- USG, które trwało całą wieczność,
nietęga mina lekarza, aż do momentu, w którym słyszę „MAMY
SERCE, PROSZĘ ZOBACZYĆ- PIĘKNIE BIJĘ. JEST NADZIEJA”. Co czuję?
Niedowierzanie podszyte strachem, lęk jest ogromny... ale to już
koniec siódmego tygodnia, więc ten Maluszek, żyje już o kilka dni
dłużej niż pierwsze Dzieciątko. Budzi się nadzieja, wiara w
cud.
Dziś kończę 22 tydzień ciąży, a
gdy to pisze Mała Rybcia delikatnie wierci się w moim
brzuchu...
Nadal nie mam, żadnej pewności, mam jednak
nadzieję przed każdą wizytą u lekarza, i za każdym razem gdy
widzę na USG jej serce i ruchy wierzę w cud. Dla mnie każde bicie
jej serduszka jest tym najważniejszym. I wiem, że muszę ją KOCHAĆ
każdego dnia.
Wasza Aggi
Ps. Obiecuę że następny wpis będzie
mniej smętny i patetyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz