5.12.2015

Grudniowa Magia

Jutro Mikołajki, niebawem Wigilia. Część z nas pewnie nerwowo biega po sklepach poszukując ostatnich prezentowych drobiazgów. Ja nie latam bo już dawno zrezygnowałam z najbardziej komercyjnej części Świąt, na rzecz świętego spokoju :) Jednak zawsze o tej porze zbiera mi się na wspominki... i tak się dzisiaj zastanawiałam nad najlepszym zdążeniem tego około świątecznego okresu. No i mam! Top One!

Wigilia jakieś 20 lat temu, plucha i słota, zamiast płatków śniegu krople deszczu. Atmosfera raczej mało wzniosła, najlepsze co można było zrobić w taki dzień to nie wychodzić z łóżka, jednak tradycja zobowiązuje... Jak co Wigilia, człowiek się nie stara, przygotowuje, robi listy, a i tak zawsze o czymś zapomni. I tym razem zabrakło jakiegoś drobiazgu, po który Mama przed południem wyszła na chwilę do warzywniaka. Jednak zamiast zakupów do domu przyniosła małego pręgowanego kociaka. Puchaty tygrysek niestety był bardzo zaniedbany i niedomagał na zdrowiu. Na szczęście znalazłyśmy chętny nas przyjąć gabinet weterynaryjny. Na nieszczęście znajdował się na drugim końcu miasta i trzeba było czekać na Tatę by nas tam zawiózł. Prace kuchenno- porządkowe samoistnie ustały na rzecz dopieszczania znajdy.
Tato jednak nie podzielił naszego entuzjazmu z równym zapałem. Zresztą co się dziwić skoro po powrocie z pracy miał w planie uroczystą kolację, a nie wycieczki po mieście z "zapyziałym sierściuchem"- jak określił kociaka. Od słowa do słowa i zaczęła się mała wojna domowa... Nie mogąc już słuchać Rodziców wzięłam kota pod pachę i oświadczyłam im, że skoro "Jezusek dał nam w prezencie kotka to trzeba kotku pomóc z okazji urodzin Jezuska"...
Dyskusji nie było wobec takich argumentów. Do tej pory nie wiem skąd ja tego Jezuska wytrzasnęłam bo nigdy zbyt religijna nie byłam, a Wigilia była dla mnie przede wszystkim okazją do pochłonięcia dowolnej ilości barszczu z uszkami. Jakim cudem rodzicie łyknęli ten słodziachny szantażyk tym bardziej nie wiem. Lubię myśleć, że to właśnie był taki świąteczny cud, których pełno w tym okresie telewizyjnych hitach.
Kolację zjedliśmy późnym wieczorem, za to w towarzystwie nowego członka rodziny. I mimo, że Burasi już z nami nie ma, to na zawsze będzie moim symbolem magii świąt.



A jakie jest Wasze najlepsze grudniowe wspomnienie?

2 komentarze:

  1. Piękna historia. Jeśli mnie pamięć nie myli, święta u nas zawsze przebiegały tak samo- uroczyście, rodzinnie, ale bez takich niespodzianek. Za to pamiętam, że zawsze chciałam, aby ktoś w końcu zapukał do nas w Wigilię, jakiś strudzony wędrowiec, którego poczęstujemy kolacją. Jeszcze się nie zjawił, ale wszystko przede mną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jakoś sama przyciągam te niespodzianki i to nie tylko od święta :)
      Piękne marzenie z tym wędrowcem... a może samemu go poszukać? Chyba, każdy z nas zna choćby z widzenia jakiegoś bezdomnego, wie gdzie sypia czy zbiera pieniążki. Może w ten dzień go nie oceniać, a zanieść mu słoik z barszczem troszkę ryby i innych smakowitości. Zapewniam, że co by pod choinką się nie znajdowało to jeden z możliwie najcenniejszych prezentów.

      Usuń